Nie trafiały do więzienia - traktowano je bardziej jak bardzo duży mandat za parkowanie - ale ich wysokość była uzależniona od dochodów rodziców i miała boleć. Przez lata chiński reżim zebrał około 2 bilionów dolarów w grzywnach dla dzieci.
Zhang miał po prostu złe wyczucie czasu. Gdyby poczekał jeszcze rok, zatrzymałby te pieniądze, ponieważ posiadanie trzeciego dziecka zostało nagle uznane za legalne w 2015 roku. Rzeczywiście, zgodnie z nowymi zasadami pro-natalnymi ogłoszonymi w zeszłym miesiącu, on i jego żona mieliby teraz prawo do 500 dolarów rocznie na każde dziecko poniżej trzeciego roku życia (ale nie odzyska swoich pieniędzy).
Chiński reżim od pół wieku ma obsesję na punkcie swojej populacji - i myli się niemal na każdym kroku. Pierwotna "polityka jednego dziecka" została wprowadzona w 1979 roku, zaledwie trzy lata po śmierci Mao Zedonga. Pod rządami Wielkiego Sternika ogromna populacja była dobrą rzeczą, ale kolejni planiści uważali, że powstrzyma ona Chiny.
Stworzyli więc nowe prawa, które były arbitralne, nieprzemyślane i daremne. Polityka jednego dziecka była ściśle egzekwowana w miastach, choć rodziny wiejskie miały czasem prawo do drugiego dziecka, jeśli pierwsze było dziewczynką. Została ona jednak wprowadzona w momencie, gdy urbanizacja i edukacja dziewcząt zaczęły obniżać wskaźnik urodzeń w Chinach.
W latach 1970-1978, tuż przed wprowadzeniem tej polityki wobec 600 milionów Chińczyków, współczynnik dzietności spadł ze średnio 5,8 dziecka na kobietę do zaledwie 2,7. Współczynnik dzietności spada coraz wolniej, przechodząc przez 1,7 w 2015 r. i osiągając najniższy poziom 1,0 w 2023 r.
W Pekinie zapanowała więc panika. Czy będziemy mieli wystarczająco dużo pracowników, aby utrzymać wzrost gospodarczy w następnym pokoleniu? Czy będziemy mieli wystarczająco dużo żołnierzy? Czy w ogóle będzie wystarczająco dużo młodych Chińczyków, by opiekować się nami wszystkimi, gdy się zestarzejemy, ponieważ liczba osób starszych przewyższy liczbę młodych? Odpowiedź na wszystkie te pytania brzmi: nie. Prawdopodobnie nie.
Według najnowszych szacunków populacja Chin, wynosząca obecnie 1,4 miliarda, spadnie do 600 milionów do 2100 roku. Znacznie większa niż zwykle część tej populacji będzie w wieku poprodukcyjnym, co zawsze ma miejsce, gdy populacja spada z przyczyn innych niż katastrofalne. A działania pro-urodzeniowe, które rząd obecnie wdraża, będą miały niewielki wpływ; rzadko się to zdarza.
To nie tylko Chiny; to nowa normalność. Korea Południowa nigdy nie prowadziła polityki jednego dziecka, ale wykazuje niemal identyczną linię trendu, spadając ze wskaźnika dzietności wynoszącego 6,1 dziecka na kobietę w 1960 r. do 2,8 dziecka na kobietę w 1980 r. i tylko 0,75 dziecka na kobietę w 2023 r.
Japonia, Brazylia, Indie - wszystkie te kraje pokazują na wykresach tę samą historię spadku dzietności, z niewielkimi różnicami między nimi. Sprowadź swoją populację do miast i gospodarki pieniężnej, kształć swoje młode kobiety, a niezależnie od lokalnej kultury, religii czy ideologii, te młode kobiety same zdecydują, ile chcą mieć dzieci. (Podpowiedź: nie jest to szóstka).
Dramatyczne zachęty, takie jak te proponowane w Korei Południowej - duże pożyczki (do 73 000 USD) dla nowożeńców, z umorzeniem długu w oparciu o liczbę urodzonych dzieci; zasiłki na dzieci do 18 roku życia; niższe podatki dla rodzin z większą liczbą dzieci - mogą nieco pomóc, ale nie zwiększą współczynnika dzietności z powrotem powyżej poziomu zastępowalności pokoleń (2,1 dziecka na kobietę).
Nawet surowa chińska polityka jednego dziecka, z przymusowymi aborcjami, sterylizacjami i karami pieniężnymi, niewiele osiągnęła. Reżim nadal twierdzi, że oszczędził krajowi kolejnych 400 milionów gęb do wykarmienia, ale czołowi naukowcy szacują, że w ciągu trzech dekad uniknięto co najwyżej 100 milionów urodzeń.
Prawdziwym wnioskiem jest to, że malejąca populacja niemal wszędzie, z wyjątkiem Afryki i części Bliskiego Wschodu, nie powinna być postrzegana wyłącznie jako problem. Przynoszą one ze sobą problemy, takie jak wyższy wskaźnik obciążenia demograficznego (więcej osób starszych zależnych od kurczącej się siły roboczej), ale zarządzanie tego rodzaju "problemem" jest tym, do czego powołane są rządy.
Podejrzewam, że większa trudność ma podłoże ideologiczne, a nawet psychologiczne. Niemal każdy człowiek został przesiąknięty przekonaniem, że wzrost jest zawsze dobry. Zasadniczo nie jestem przeciwnikiem wzrostu, ale podobnie jak większość ludzi, dorastałem w kraju, który jest obecnie znacznie bardziej zaludniony niż wtedy, gdy byłem dzieckiem. Mimo to nigdy nie czułem pustki i nie było nudno.
W ciągu ostatnich osiemdziesięciu lat liczba ludności wzrosła z dwóch miliardów do ośmiu miliardów, ale stare miejsce wciąż jest zasadniczo takie samo. Jeśli teraz zmierzamy z powrotem do trzech lub czterech miliardów w następnym stuleciu (co prawdopodobnie nastąpi), nie powinniśmy czuć się szczególnie zagrożeni.